poniedziałek, 9 stycznia 2012

happy new year!

Sylwestra spedzilam w Hershey, w internowym skladzie, u Saliego, ale w bardzo amerykanskim stylu. Hostka Saliego, Nancy, byla tak mila, ze przygotowala dla nas chili - potrawe z miesa, fasoli, chili i jeszcze innych skladnikow. Bylo bardzo dobre :-)  Sama Nancy nawet z nami nie zjadla tylko od razu pojechala do swojego brata, zostawiajac dom i kota pod nasza opieka - ryzykowne... ;-)

Na wieczor mielismy zaplanowane 2 rozrywki - mecz hokeja w wielkim kompleksie sportowym Giant Center oraz odliczanie 10 sekund do nowego roku na glownym placu w Hershey.
Mecz. Nie byl to moj pierwszy hokej w zyciu, choc dla wiekszosci ekipy tak. Po raz pierwszy kibicowalam ponad rok temu na Erazmusie na Wegrzech. Przynajmniej znalam zasady ;-) Hala byla ogromna, wypelniona po brzegi ludzmi, ktorzy z uplywem czasu coraz bardziej kibicowali (w koncu graly lokalne Hershey Bears), a gracze coraz wiecej sie bili. Druga tercja wydawala mi sie jedna wielka walka... ale podobno o to w tym sporcie chodzi. Kolejne amerykanskie doswiadczenie zaliczone ;-)




















Tuz przed polnoca wybralismy sie do centrum Hershey - glownego skrzyzowania w miasteczku (Hershey nie posiada placu/rynku czy czegos, co europejczykowi wydawaloby sie godne nazywania "centrum"). Tutaj odbywaly sie sylwestrowe koncerty, na ktore przybyly tlumy. Finalnym momentem wieczoru mial byc Hershey Kiss Drop - opuszczanie czekoladki Kiss i odliczanie ostatnich 10 sekund starego roku. Lekko bylismy zdziwieni, gdy przybieglismy na miejsce a czekoladka zamiast opadac byla wciagana do gory! Ale - zdarzylismy, co nie bylo takie pewne, odliczylismy 10 sekund, obejrzelismy kilka fajerwerkow (bardzo malych w porownaniu chocby z jeleniogorskimi!) i wrocilismy do domu.
Dom i kot przezyli. Niech 2012 rok bedzie jeszcze lepszy od poprzedniego! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz