W niedzielę prowadziłam porsche (aaaa! :D) i byłam na hibachi - japońskim daniu, które kucharz przygotowuje przed tobą (mega smaczne!).
porsche cayenne |
hibachi |
W poniedziałek wybraliśmy się do Baltimore, miasta z portem i wielkim akwarium. Jechaliśmy tam tylko 1,5 godziny, jedną autostradą. Mieliśmy tylko 3 punkty do zobaczenia: akwarium, port oraz CheesecakeFactory. (fani serialu "Big Bang Theory" zapewne bardzo dobrze kojarzą to miejsce). Po kupieniu biletów do akwarium (standardowa amerykańska cena dla dorosłych - 25$), okazało się, że musimy czekać na nasze wejście. Akwarium jest bardzo popularnym miejscem, stąd też bilety kupuje się z wejściem na oznaczoną godzinę. Półgodzinne oczekiwanie spędziliśmy na spacerze po porcie (krótkim i bliskim, gdyż dygotaliśmy z zimna) oraz degustacji osławionego sernika.
Cheesecake'i: z truskawkami, tiramisu i 2x Reeses (zgadnijcie, który jest mój?) |
Posileni i przesłodzeni skierowaliśmy się ku akwarium. Było genialne. Rekiny, płaszczki, delfiny, sporo gatunków ryb a na dodatek dwie oranżerie z roślinnością tropikalną i australijską oraz bogaty zbiór gadów i płazów. A miało być tylko akwarium... :-) Jedynym minusem były tłumy. Poniedziałek to święto Martina Luthera Kinga, dzień wolny od pracy, więc w akwarium roiło się od rodzin z maluchami. Ale i tak bardzo mi się podobało :)
Po akwarium jeszcze tylko chwilę przeszliśmy się po mieście, dzielnicy Little Italy i już trzeba było wracać w okolice Harrisburga. W końcu wszyscy pracujemy. To był kolejny udany (i słoneczny!) weekend.
We wtorek miałam sporo pracy, zaległości z poniedziałku, comiesięczną "imprezę" (czytaj: wspólny lunch) w dziale, 3 godziny spotkań. Tym razem "impreza" była dla mnie zaskoczeniem, była imprezą niespodzianką specjalnie dla mnie! Chyba się starzeję, po raz kolejny dałam się zaskoczyć... ;-) było bardzo miło, pojawili się nawet ludzie z najwyższych szczebli pionu Materials Management. Zupełnie się tego nie spodziewałam.
We wtorek miałam sporo pracy, zaległości z poniedziałku, comiesięczną "imprezę" (czytaj: wspólny lunch) w dziale, 3 godziny spotkań. Tym razem "impreza" była dla mnie zaskoczeniem, była imprezą niespodzianką specjalnie dla mnie! Chyba się starzeję, po raz kolejny dałam się zaskoczyć... ;-) było bardzo miło, pojawili się nawet ludzie z najwyższych szczebli pionu Materials Management. Zupełnie się tego nie spodziewałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz