czwartek, 12 stycznia 2012

New York City, vol. 2

W pierwszy weekend stycznia wybralam sie z czworka internow na kolejne zwiedzanie Nowego Jorku. Tym razem rowniez nie obylo sie bez przygod. Pierwsza z nich byla w piatkowy wieczor. Prosto z pracy przyjechalam do Patryka, skad mielismy wyruszac na nocny autobus. Nauczeni doswiadczeniem autobusu-widmo, postanowilismy zadzwonic do firmy. Lamana angielszczyzna chinski konsultant powiedzial nam tylko "autobus bedzie, ale sie spozni". Normalnie jak we Wloszech... Przynajmniej juz wiedzielismy, ze powinnismy byc na parkingu o 3:30 w nocy, a nie wczesniej. Chwile pozniej zadzwonilismy po taksowke, ktora punktualnie o 3:00 miala nas zgarnac z Mechanicsburga i w 15 minut zawiesc do Harrisburga. Wszystko bylo zatawione, bilety wydrukowane, torba spakowana. Lampka wina, ciekawa konwersacja z hostami Patryka i czas na sen.
O 2:30 zostalam brutalnie obudzona i musialam opuscic niezwykle wygodne wodne lozko (!). Za 5 trzecia ja, Patryk i Szoki bylismy gotowi. Minuta po trzeciej, dwie, piec... a taksowki nie widac... Zaczelismy sie porzadnie denerwowac i dzwonimy do firmy. Dostajemy jeden numer do kierowcy. Dzwonimy - poza zasiegiem. Dostajemy drugi numer - kierowca twierdzi, ze nie przyjmowal takiego zlecenia. Bardzo zdenerowowani dzwonimy po raz trzeci do firmy - konsultant twierdzi, ze przysle takse za 10 minut. A nasz autobus bedzie na przystanku (planowo) za 18 minut... Poziom stresu wzrosl bardzo. W koncu Carol (hostka Patryka) powiedziala, abysmy wzieli auto i zostawili je na parkingu pod Asia Mall, gdzie zatrzymuje sie nasz autobus. Szczerze mowiac, rozwazalismy taka opcje, ale z racji dosyc niebezpiecznej okolicy, obawialismy sie, ze auta nie bedzie jak wrocimy kolejnego dnia. Koniec koncow - pojechalismy autem, przekraczajac predkosc, byle zdarzyc na autobus. 3:29 jestesmy na parkingu - jeden pasazer czeka, czyli nie bylo autobusu, udalo sie! Autobus przyjechal o 4:30 i, pomimo godzinnego spoznienia, do Nowego Jorku przybyl punktualnie o 7:00.
Sobotnie zwiedzanie zaczelismy od wschodu slonca na Brooklyn Bridge. Bylo troche chlodno, na moscie spotkalismy tylko kilkoro biegaczy. Przeszlismy na Brooklyn, gdzie zrobilismy kolejne zdjecia mostu z Brooklyn Bridge Park.























Dalej pojechalismy metrem na Manhattan, wysiedlismy na Rockefeller Center zobaczyc oslawiona choinke. Musze przyznac, ze nie zrobila na mnie wrazenia i wrecz przechodzac obok niej nie pomyslalam, ze to ta. Ocencie sami:



Kolejnymi punktami zwiedzania byl Apple Store (gdzie testujac iPada wyslalam kilka SMSow, nadaje sie :-)) , ZOO w Central Parku oraz Upper East Side. Na 5th Avenue bardzo dobre auta, same najlepsze sklepy i bardzo elegancko ubrani ludzie. Patryk nawet stwierdzil, ze czuje sie "nie na miejscu". A mi sie podobalo :-)

foki w ZOO

5th Ave

jakas lokalna firma na 5th Ave ;-)




















Idac dalej zahaczylismy o Metropolitan Museum of Art, Guggenheim Museum i ponownie Central Park, ktorym przecielismy Manhattan wracajac na zachodnia jego czesc, do hostelu.

na schodach METu

przed Guggenheimem

"sadzawka" w Central Parku




















W ekspresowym tempie zostawilam rzeczy i z Patrykiem, niemal bieglismy zlapac metro na Times Square. Mielismy tylko 25 minut by przejechac 50 przecznic i zdarzyc na spektakl "Upior w operze" grany w broadwayowskim teatrze Majestic. Udalo sie po raz kolejny! Po przebiegnieciu 2 przecznic, o 13:59 wbieglismy do teatru. Pokazalismy bilety, kupione po bardzo promocyjnej cenie 47$, ktore sprawdzano 2 razy, i musielismy wspiac sie az na drugi balkon. Mimo, ze siedzielismy w ostatnim mozliwym rzedzie, wszystko dobrze widzielismy i slyszelismy. Bylo genialnie. Piekna muzyka, grana oczywiscie na zywo przez kameralny sklad, i spiew. Nie moglam wyjsc z podziwu. Same dekoracje, ktore calkowicie zmienialy wystroj  sceny w ciagu zaledwie kilku sekund, tez robily mega wrazenie (w czasie spektaklu nie mozna bylo robic zdjec, ale zrobilam kilka w czasie przerwy, same wnetrze teatru bylo piekne). Polecam!!!





















Pelni wrazen spotkalismy pozostalych towarzyszy podrozy na Times Square, gdzie neony prezentowaly sie coraz okazalej wraz z zapadajacym mrokiem.

weekendowy skład internowy: Szoki, Asia, Patryk i Sali




















Moim ostatnim punktem soboty bylo podziwianie miasta z 82. pietra Empire State Building. Udalo mi sie namowic do tego Asie. To byla kolejna bardzo dobra decyzja! Ok. 20:00 weszlysmy do budynku, po krotkiej kontroli osobistej oraz przejsciu bramek wykrywajacych metal (Ameryka po 11 wrzesnia wszedzie kontroluje bezpieczenstwo), kupilysmy za 22$ wjazd na dach najwyzszego budynku w NYC. Co ciekawe, mozna wjechac jeszcze wyzej niz nasze 82. pietro, jednak przejazdzka na 102. kosztuje dodatkowe 15$. Czysty biznes, a widok taki sam ;-). Mialysmy duzo szczescia, gdyz niewiele osob zdecydowalo sie na zwiedzanie ESB tego wieczoru. Dwie windy i 20 minut pozniej bylysmy na szczycie. A widok byl taki :-)





zwróćcie uwagę, ilu ludzi jest na lodowisku! sama przyjemność, nie? ;-)







W niedziele rano wybralam sie z Patrykiem i Salim na sniadanie do prawdziwego amerykanskiego Diner'a. Siedzielismy przy ladzie, obslugiwal nas kelner wygladajacy zupelnie jak De Niro, mowiacy z wloskim akcentem. A na sniadanie zjadlam przepyszne nalesniki z truskawkami...





Nieco pozniej wymeldowalismy sie z hostelu i, z wszystkimi rzeczami wsiedlismy do metra. Ponownie przeszlismy przez Times Square zegnajac sie z tym miejscem. Schodzilismy do Downtown 6. Aleja, przechodzac przez dzielnice gejow - Chelsea, dzielnice zakupow - SoHo i zatrzymujac sie co chwile, by zrobic kolejne zdjecia czy wejsc do sklepow. Naszym celem byl Seaport, dok przemieniony w miejsce relaksu, z lezakami i kolejnym powalajacym widokiem na Brooklyn Bridge.



Seaport, pier 17

widok na Financial District z Seaport

Asia wypoczywa a w tle Brooklyn Bridge




















Ostatni punkt dnia - kolacja, ponownie w ChinaTown, ponownie w tej samej restauracji. I ponownie jedzenie bylo pyszne! Odwazylam sie nawet zjesc kawalek homara (!), chociaz na mnie patrzyl a moment trzymania pancerza, by "odczepic" mieso byl ciezkim przezyciem.


menu ;-)





































W niedziele wieczorem opuscilismy New York City. Wiem, ze kiedys tu wrócę. Muszę. I love NY :-)

ps. nieuszkodzone auto Patryka czekało na parkingu ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz