O 2:30 zostalam brutalnie obudzona i musialam opuscic niezwykle wygodne wodne lozko (!). Za 5 trzecia ja, Patryk i Szoki bylismy gotowi. Minuta po trzeciej, dwie, piec... a taksowki nie widac... Zaczelismy sie porzadnie denerwowac i dzwonimy do firmy. Dostajemy jeden numer do kierowcy. Dzwonimy - poza zasiegiem. Dostajemy drugi numer - kierowca twierdzi, ze nie przyjmowal takiego zlecenia. Bardzo zdenerowowani dzwonimy po raz trzeci do firmy - konsultant twierdzi, ze przysle takse za 10 minut. A nasz autobus bedzie na przystanku (planowo) za 18 minut... Poziom stresu wzrosl bardzo. W koncu Carol (hostka Patryka) powiedziala, abysmy wzieli auto i zostawili je na parkingu pod Asia Mall, gdzie zatrzymuje sie nasz autobus. Szczerze mowiac, rozwazalismy taka opcje, ale z racji dosyc niebezpiecznej okolicy, obawialismy sie, ze auta nie bedzie jak wrocimy kolejnego dnia. Koniec koncow - pojechalismy autem, przekraczajac predkosc, byle zdarzyc na autobus. 3:29 jestesmy na parkingu - jeden pasazer czeka, czyli nie bylo autobusu, udalo sie! Autobus przyjechal o 4:30 i, pomimo godzinnego spoznienia, do Nowego Jorku przybyl punktualnie o 7:00.
Sobotnie zwiedzanie zaczelismy od wschodu slonca na Brooklyn Bridge. Bylo troche chlodno, na moscie spotkalismy tylko kilkoro biegaczy. Przeszlismy na Brooklyn, gdzie zrobilismy kolejne zdjecia mostu z Brooklyn Bridge Park.
Dalej pojechalismy metrem na Manhattan, wysiedlismy na Rockefeller Center zobaczyc oslawiona choinke. Musze przyznac, ze nie zrobila na mnie wrazenia i wrecz przechodzac obok niej nie pomyslalam, ze to ta. Ocencie sami:
Kolejnymi punktami zwiedzania byl Apple Store (gdzie testujac iPada wyslalam kilka SMSow, nadaje sie :-)) , ZOO w Central Parku oraz Upper East Side. Na 5th Avenue bardzo dobre auta, same najlepsze sklepy i bardzo elegancko ubrani ludzie. Patryk nawet stwierdzil, ze czuje sie "nie na miejscu". A mi sie podobalo :-)
foki w ZOO |
5th Ave |
jakas lokalna firma na 5th Ave ;-) |
Idac dalej zahaczylismy o Metropolitan Museum of Art, Guggenheim Museum i ponownie Central Park, ktorym przecielismy Manhattan wracajac na zachodnia jego czesc, do hostelu.
na schodach METu |
przed Guggenheimem |
"sadzawka" w Central Parku |
W ekspresowym tempie zostawilam rzeczy i z Patrykiem, niemal bieglismy zlapac metro na Times Square. Mielismy tylko 25 minut by przejechac 50 przecznic i zdarzyc na spektakl "Upior w operze" grany w broadwayowskim teatrze Majestic. Udalo sie po raz kolejny! Po przebiegnieciu 2 przecznic, o 13:59 wbieglismy do teatru. Pokazalismy bilety, kupione po bardzo promocyjnej cenie 47$, ktore sprawdzano 2 razy, i musielismy wspiac sie az na drugi balkon. Mimo, ze siedzielismy w ostatnim mozliwym rzedzie, wszystko dobrze widzielismy i slyszelismy. Bylo genialnie. Piekna muzyka, grana oczywiscie na zywo przez kameralny sklad, i spiew. Nie moglam wyjsc z podziwu. Same dekoracje, ktore calkowicie zmienialy wystroj sceny w ciagu zaledwie kilku sekund, tez robily mega wrazenie (w czasie spektaklu nie mozna bylo robic zdjec, ale zrobilam kilka w czasie przerwy, same wnetrze teatru bylo piekne). Polecam!!!
Pelni wrazen spotkalismy pozostalych towarzyszy podrozy na Times Square, gdzie neony prezentowaly sie coraz okazalej wraz z zapadajacym mrokiem.
weekendowy skład internowy: Szoki, Asia, Patryk i Sali |
Moim ostatnim punktem soboty bylo podziwianie miasta z 82. pietra Empire State Building. Udalo mi sie namowic do tego Asie. To byla kolejna bardzo dobra decyzja! Ok. 20:00 weszlysmy do budynku, po krotkiej kontroli osobistej oraz przejsciu bramek wykrywajacych metal (Ameryka po 11 wrzesnia wszedzie kontroluje bezpieczenstwo), kupilysmy za 22$ wjazd na dach najwyzszego budynku w NYC. Co ciekawe, mozna wjechac jeszcze wyzej niz nasze 82. pietro, jednak przejazdzka na 102. kosztuje dodatkowe 15$. Czysty biznes, a widok taki sam ;-). Mialysmy duzo szczescia, gdyz niewiele osob zdecydowalo sie na zwiedzanie ESB tego wieczoru. Dwie windy i 20 minut pozniej bylysmy na szczycie. A widok byl taki :-)
zwróćcie uwagę, ilu ludzi jest na lodowisku! sama przyjemność, nie? ;-) |
W niedziele rano wybralam sie z Patrykiem i Salim na sniadanie do prawdziwego amerykanskiego Diner'a. Siedzielismy przy ladzie, obslugiwal nas kelner wygladajacy zupelnie jak De Niro, mowiacy z wloskim akcentem. A na sniadanie zjadlam przepyszne nalesniki z truskawkami...
Nieco pozniej wymeldowalismy sie z hostelu i, z wszystkimi rzeczami wsiedlismy do metra. Ponownie przeszlismy przez Times Square zegnajac sie z tym miejscem. Schodzilismy do Downtown 6. Aleja, przechodzac przez dzielnice gejow - Chelsea, dzielnice zakupow - SoHo i zatrzymujac sie co chwile, by zrobic kolejne zdjecia czy wejsc do sklepow. Naszym celem byl Seaport, dok przemieniony w miejsce relaksu, z lezakami i kolejnym powalajacym widokiem na Brooklyn Bridge.
Seaport, pier 17 |
widok na Financial District z Seaport |
Asia wypoczywa a w tle Brooklyn Bridge |
Ostatni punkt dnia - kolacja, ponownie w ChinaTown, ponownie w tej samej restauracji. I ponownie jedzenie bylo pyszne! Odwazylam sie nawet zjesc kawalek homara (!), chociaz na mnie patrzyl a moment trzymania pancerza, by "odczepic" mieso byl ciezkim przezyciem.
menu ;-) |
W niedziele wieczorem opuscilismy New York City. Wiem, ze kiedys tu wrócę. Muszę. I love NY :-)
ps. nieuszkodzone auto Patryka czekało na parkingu ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz